wtorek, 30 października 2007

O wywrotce, śniegu i niedźwiedziu, czyli uzupełnienie notki z Crater Lake

Dzisiaj odrabiamy zaległości :)
Jak zauważył Czytający, trochę namieszaliśmy na blogu. No cóż, pisanie to jednak nie jeżdżenie ;)
A było tak - w drodze do Crater Lake, prawie na samym rancie stożka wulkanicznego okalającego jezioro rozpoczęliśmy szaleńczy zjazd w dół. To było naprawde coś - po całym dniu wspinaczki i kilku kilometrów jazdy przez płaską Pustynię Pumeksową nadeszła chwila wytchnienia. Była jasna noc - okrągły księżyc oswietlał zaśnieżone północne zbocza po lewej stronie drogi i skały leżace w przepaści rozpoczynającej się tuż na prawo od jezdni... W łagodny zakręt weszliśmy z prędkością trochę ponad 30 km/h, gdy nagle w jednej chwili obydwoje sunęliśmy dupami po asfalcie (rowery obok nas). Prześlizgaliśmy się dobre kilkadziesiąt metrów. W efekcie Agata z upadku wyszła z podartymi leginsami, ja z podartą kurtką, zdartymi łokciami i obitym rowerem. Chwała amerykańskim drogowcom za doskonałe wyprofilowanie zakrętu, dzięki czemu mogę pisać te słowa. W przyszłości mogli by także pomyśleć o zainstalowaniu barierek w takich miejscach, ale to szczegół ;) My z kolei mamy nauczkę - jeżeli przy drodze leży śnieg, to na jezdni może być lód :)
Ale to nie koniec kraterowej traumy.
Poobijani, postanowiliśmy szybko znależć miejsce na nocleg. Nie byliśmy zbyt wybredni - wystarczył kawałek ziemi wolny od śniegu. Jedzenie jak zwykle przepakowaliśmy do oddzielnej sakwy, którą szczelnie zamknąłem i ostatnkiem sił wyniosłem ok. 100 metrów za obozowisko.
Rano po sakwach (oprócz jedzenia była tam jeszcze druga, nieużywana sakwa) nie było śladu. Gdy dołączył do nas Radek, zjechaliśmy w dół osady, gdzie ranger potwierdził nasze przypuszczenia - jedzeniem zajął się groźny Black Bear. Jak widać, nie pogardził nawet opakowaniem, a podobno nieobcy jest mu też smak ludzkiego mięsa...
Chyba kolejny raz mieliśmy dużego farta.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Fajnie piszesz, Grzesiek !
Powodzenia i dawaj znac gdzie jestescie, bo chyba juz za San Francisco i niedlugo konczycie wyprawe, nie ?

Unknown pisze...

Fajnie piszesz, Grzesiek !
Powodzenia i dawaj znac gdzie jestescie, bo chyba juz za San Francisco i niedlugo konczycie wyprawe, nie ?