wtorek, 23 października 2007

Crater Lake czyli Rysy na rowerze

Znowu amerykańskie góry dają nam w kość!

Po dwóch dniach jazdy doliną, ponownie wjechaliśmy w Kaskady, skuszeni legendarnym pięknem Crater Lake. Ale po kolei.

Z Salem ruszyliśmy razem, dalej na południe, w kierunku Eugene. Radek postanowił coś zjeść, więc aby nie tracić czasu, rozdzieliliśmy się (ja i Agata jedliśmy wcześniej). Drogą wijącą się wzdłuż autostrady dotarliśmy do miasteczka oddalonego o ok. 30km od Eugene. Skontaktowaliśmy się z Radkiem - okazało się, że był już w Eugene.

Następny dzień upłynął nam na naprawach rowerów, zakupach w sklepie turystycznym REI i wizycie w bibliotece. Pod REIą spotkaliśmy Joe'ego który dał nam namiar do Eda Gudersona, cyklisty z pobliskiego Creswell. Ed zaproponował nam nocleg u siebie. W drodze do Creswell jechaliśmy przez najgęstszą chyba mgłę, jaką widziałem w życiu.

Ed okazał się ciekawym człowiekiem. Ten informatyk, po zwolnieniu z pracy kilka lat temu, dożywa emerytury jeżdżąc na rowerze, angażując się społecznie oraz konstruując pojazdy elektryczne. Dał nam schronienie w swoim domku letnim. Rano zrobił z nami wywiad do lokalnej gazety, którą współredaguje, Radkowi dał namiot, a mi pomógł w naprawie roweru.

Dzięki, Ed!

Gdy wyruszaliśmy z Creswell około południa, nic nie zapowiadało nadchodzącego górskiego hardcore'u. Trasa wiodła doliną rzeki, łagodnie pod górkę. Przed nami było 25 km wydzielonej asfaltowej ścieżki rowerowej, poprowadzonej dawnym torowiskiem. Ale za kolejną miejscowością zaczęło się piekło rowerzysty - górska, szutrowa droga o nachyleniach przekraczających 30%. Przez cale 7 km podjazdu pchaliśmy rowery. Piękna pogoda i widoki nieco nam ów znój zrekompensowały. Ze szczytu roztaczała się piękna panorama - ośnieżone wierzchołki gór w oddali, kopalnie złota na sąsiednich zboczach, kilkusetmetrowe przepaście.

Namioty rozbiliśmy w trochę zarośniętym dawnym nawrocie dla ciężarówek z drewnem i rozpaliliśmy ognisko. Byliśmy na wysokości 1500 m n.p.m.

Kolejny dzień - zjazd. Było tak stromo, że Agata spaliła uszczelkę w hamulcu rolkowym! Na początku jeszcze szutrówka, potem asfaltową szosą zjechaliśmy na ok. 300 m n.p.m., po to, aby zacząć kolejny mozolny podjazd do Crater Lake, na wysokość... 2500 m! Zajęło nam to cały dzień wspinaczki, tym razem szosą i na siodełkach, ale z prędkościami rzędu 8-12km/h.








Crater przywitało nas gwieździstym niebem oraz... mrozem i śniegiem.

Grzesiek


Brak komentarzy: