
Grzesiek nocowal tutaj Na placu zabaw w jednej ze zjezdzalni.
Ja z Agata postanowilismy poszukac innego miejsca. Po drugiej stronie mostu palilo sie ognisko. Okazalo sie ze stoi tam baaardzo duzo namiotow. Jeden wiecej nie zrobil nikomu roznicy. Okazalo sie ze to jest jakas impreza organizowana przez amerykanska fundacje walki z rakiem piersi. Kobiety chodzily dookola jeziora codziennie i za kazda mile ktos wplacal pieniadze na fundacje. Tego sie dowiedzialem od dwoch mlodych wolontariuszek. Kto i gdzie wplacal tego nie wiem.
A nocleg byl tutaj .
Wstalismy rano (6.00), zwinelismy sie i zaczelismy procedure budzenia Grzeska. Wyruszylismy o 9tej ;-)

Przemknelismy przez San Diego. Miasto dzieki swojemu polozeniu jest waznym portem wojennym amerykanskiej floty. Akurat jak przez nie przejezdzalismy witani/ albo zegnani byli amerykanscy marynarze. Na ulicy wiwatowali ludzie, flagi narodowe powiewaly w powietrzu, a mysmy sobie przejechali po prostu na rowerach zmierzajac w strone granicy Meksyku. Po drodze ogladalismy jeszcze jakas stocznie.









Brak komentarzy:
Prześlij komentarz